Blogi
Plus ratio quam vis
dr Jerzy Bukowski
rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie
Nieudolność organizatorów, bierność policji, czy prowokacja?
Środa, 13 listopada 2013 (04:01)Od poniedziałkowego popołudnia trwają w krajowych mediach i w blogosferze ożywione dyskusje na temat przyczyn awantur, które zdominowały warszawskie obchody Święta 11 Listopada
Jedni twierdzą, że pełną winę za wszystko co się działo na ulicach stolicy ponoszą organizatorzy Marszu Niepodległości, czyli środowiska narodowe. Drudzy bronią tezy, że ich przywódcy chcieli dobrze, ale sytuacja wymknęła im się spod kontroli i nie potrafili jej opanować. Jeszcze inni sądzą, że doszło do prowokacji. Nie brak też głosów potępiających policję za brak wyobraźni i nieumiejętność zabezpieczenia miejsc, w których można się było spodziewać zadym.
Nie wiem, czy pełna prawda kiedykolwiek wypłynie na jaw, ale nie wykluczam, że mogło dojść do zsumowania się wszystkich wymienionych wyżej przyczyn. Obojętne jednak jak było, największa odpowiedzialność spada na policję, która działa w imieniu państwa mającego - jak to barwnie określił minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz - „monopol na przemoc”.
To właśnie jej funkcjonariusze mieli obowiązek przewidzieć, co może się wydarzyć na dokładnie przecież wyznaczonej trasie przemarszu narodowców. Powinni więc rozpoznać wszystkie zagrożenia i zadziałać prewencyjnie, a nie dopiero w momencie, kiedy emocje wzięły u demonstrantów górę nad rozsądkiem.
Awantury wybuchły w trzech miejscach, o których z góry można było założyć, że będą potraktowane jako wrogie przez osoby uczestniczące w imprezie organizowanej przez środowiska nie kryjące swojego do nich stosunku. Dlaczego więc nie zasugerowano wcześniej zmiany trasy albo nie obstawiono tych punktów odpowiednią liczbą policjantów?
Pierwszym z tych miejsc był squat przy ulicy księdza Ignacego Skorupki zamieszkały przez ludzi budzących negatywne uczucia narodowców, nacjonalistów i kibiców. Wprawdzie znajduje się on kilkaset metrów od ustalonej trasy, ale nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni, aby przewidzieć możliwość odłączenia się sporej grupy uczestników marszu w celu zaatakowania jego lokatorów. Chyba że ci napastnicy byli prowokatorami działającymi pod dyskretną ochroną policji.
Drugi zapalny (jak się okazało dosłownie) punkt to budząca nie od wczoraj wielkie namiętności tęcza. Już sam fakt ustawienia symbolizującej mniejszości seksualne instalacji na placu noszącym imię Zbawiciela ma w sobie coś z prowokacji. Tęcza płonęła już kilka razy i można było w ciemno założyć, że podobny los spotka ją ze strony narodowców, choć też musieli oni trochę zboczyć z trasy, aby ja niszczyć. Dowodzący oddziałami policji powinni to jednak łatwo przewidzieć i błyskawicznie zareagować.
Podobnie było z trzecim miejscem, niewątpliwie najbardziej drażliwym z uwagi na dyplomatyczny kontekst, czyli z budynkiem Ambasady Federacji Rosyjskiej znajdującym się na trasie marszu. Mimo że władze miasta prosiły organizatorów o zmianę przebiegu tego odcinka, ci nie zgodzili się na to. Wobec takiego sprzeciwu dowodzący policyjnym zabezpieczeniem powinien zgromadzić tam potężne siły, mogąc spodziewać się zarówno ataku manifestantów, jak aktów prowokacji. Mało tego, ustawa o zgromadzeniach nakazuje poinformować o przemarszach w okolicy placówek dyplomatycznych nie tylko właściwego komendanta policji, ale także Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Ta wiedza niewiele jednak pomogła, ponieważ funkcjonariusze obstawili wprawdzie wejście frontowe od ul. Belwederskiej, ale zapomnieli(?) o wjeździe od ul. Spacerowej. Rezultatem ich beztroski i niekompetencji było spalenie policyjnej budki, mającej charakter posterunku stałego.
Nie mam zamiaru wdawać się w dyskusję na temat tego, czy mieliśmy do czynienia ze złym działaniem służb podległych MSW, czy też z działającymi pod ich przykryciem prowokatorami. Nie ulega jednak wątpliwości, że oceniając z perspektywy kilkudziesięciu godzin poczynania policji - tak prewencyjne jak doraźne - trudno nie wyrazić zdziwienia ich biernością w tych trzech miejscach na i obok trasy Marszu Niepodległości.