Blogi
Plus ratio quam vis
dr Jerzy Bukowski
rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie
Między bezpieką a nauką
Niedziela, 23 czerwca 2013 (06:16)Przykra przygoda spotkała we Wrocławiu byłego oficera Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i tajnego współpracownika Informacji Wojskowej, a obecnie jednego z najpopularniejszych przedstawicieli nurtu postmodernistycznego w filozofii profesora Zygmunta Baumana.
Rozpoczęcie jego wykładu na tamtejszym uniwersytecie z okazji 150. rocznicy powstania niemieckiej socjaldemokracji, której założycielem był wrocławianin Ferdynand Lassalle, zakłóciła grupa kilkudziesięciu narodowców oraz kibiców Śląska, którzy po przywitaniu gościa przez prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza zaczęli buczeć, gwizdać i wznosić okrzyki: „Precz z komuną”, „Dutkiewicz, kogo zapraszasz?”, „Raz sierpem, raz młotem czerwona hołotę”
Interweniowała policja, która na prośbę organizatorów wykładu usunęła protestujących, zatrzymując 11 osób. Wszyscy zostali już przesłuchani, postawiono im zarzuty, a następnie zwolniono ich do domów. Będą odpowiadać przed sądem. Grozi im kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywna do 5 tysięcy złotych.
Po ich usunięciu z auli prezydent Wrocławia przeprosił naukowca za całą sytuację i powiedział:
- Nie będę tolerował nacjonalistycznej hołoty w swoim mieście.
Komentując ten incydent Bauman przyznał, że nie wie dlaczego jest przepraszany i jego zdaniem to on powinien przeprosić słuchaczy za to, że „posłużyłem za pretekst do widowiska, którego byliście państwo świadkami” i że jest „zadowolony, bo zafundowano nam lekcję historii, o której na spotkaniu będziemy rozmawiać”.
Jako nauczyciel akademicki nie popieram takich form protestu, ale rozumiem też wrocławskich narodowców, którzy zachowali się w taki sposób nie wobec światowej sławy filozofa, lecz wobec byłego pracownika stalinowskiego aparatu represji w Polsce.
O tym, że Bauman jest wyjątkowo paskudną postacią najlepiej napisał doktor Piotr Gontarczyk w artykule pt. „Towarzyszoraz motyle skrzydła Zygmunta Baumana” zamieszczonym w książce „Nowe kłopoty z historią” wydanej przez Prohibitę w 2008 roku, (str. 67-78).
Warto przytoczyć ten cytat, aby lepiej zrozumieć motywację narodowców i patriotycznych kibiców:
W latach 1945-1953 subtelny filozof był oficerem KBW. Formacja ta, choć ubrana w mundury wojskowe, z wojskiem niewiele miała wspólnego. Zadaniami odpowiadała wojskom wewnętrznym NKWD.
To właśnie KBW zwalczał po wojnie oddziały polskiego podziemia niepodległościowego: V wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza na Białostocczyźnie, mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” na Lubelszczyźnie oraz Józefa Kurasia „Ognia” na Podhalu.
W tej formacji Bauman był oficerem pionu polityczno-wychowawczego, który za pomocą indoktrynacji miał przekształcać poborowych w pretorianów komunistycznego systemu. To tu uczono zabijać „leśnych bandytów” i „wrogów klasowych”.
Zaczynał w 1945 r. w stopniu podporucznika jako zastępca dowódcy ds. polityczno-wychowawczych 5. Samodzielnego Batalionu Obrony, a kończył w stopniu majora jako szef Oddziału II Zarządu Polityczno-Wychowawczego KBW. Z opinii personalnych Baumana wynika, ze zajmował się nie tylko praca polityczną, ale też z bronią w ręku walczył z polskim podziemiem. Jego przełożeni napisali, że przez 20 dni dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej liczby bandytów. Za zasługi otrzymał Krzyż Walecznych. Z komunistycznych organów bezpieczeństwa został usunięty 15 marca 1953 r., dziesięć dni po śmierci Stalina.
Zresztą służba w KBW nie była pierwszym tego rodzaju epizodem w życiorysie Zygmunta Baumana. Z informacji, które można odnaleźć w archiwach IPN wynika, że przed 1944 r. służył on w moskiewskiej milicji. Formacja ta wchodziła w skład NKWD.
Ale to nie wszystko. W jego sprawie zachowała się jeszcze jedna teczka. Wynika z niej, iż w listopadzie 1947 roku został pozyskany w charakterze tajnego współpracownika wojskowej służby bezpieczeństwa - Informacji Wojskowej. W ewidencji figurował najpierw jako „informator”, a później jako „rezydent” o pseudonimie „Semjon”.
Po trzech latach ze względu na błyskawiczną karierę w KBW Bauman został wyeliminowany z sieci agenturalnej. Jego zobowiązanie do współpracy oraz teczka pracy zostały potem zniszczone, toteż w sprawie zachowało się zaledwie kilkanaście istotnych dokumentów.
Nie wiadomo dokładnie kogo i czego dotyczyły przekazywane informacje. Warto przypomnieć, że jeszcze w czasie służby w KBW Bauman eksternistycznie uczył się w szkole KC PZPR, a w 1953 r. trafił na Uniwersytet Warszawski. Jego ówczesne prace trudno inaczej traktować jak przenoszenie standardów intelektualnych bezpieki do „oczyszczanych” z autentycznych naukowców placówek badawczych.
Oto Zygmunt Bauman w całej krasie! Wyłącznie przeciw tej karcie w jego życiorysie protestowali dolnośląscy narodowcy.
To co się zdarzyło we Wrocławiu zostanie zapewne nagłośnione na cały świat przez międzynarodowe lewactwo. Jeśli atakowany jest bowiem gdziekolwiek jakikolwiek jego przedstawiciel, choćby nawet o tak skandalicznej przeszłości jak autor „Płynnej ponowoczesności”, podnosi się wielki wrzask.
Zupełnie inaczej jest jednak, kiedy w podobny sposób traktowani są naukowcy z drugiej strony politycznej barykady. Znakomicie opisał to w portalu wPolityce prof. Ryszard Legutko:
Kilka lat temu wziąłem udział w dyskusji na Uniwersytecie Warszawskim razem z ówczesnym politykiem Prawa i Sprawiedliwości niejakim Radosławem Sikorskim oraz amerykańskim gościem Normanem Podhoretzem. Tematem, jeśli dobrze pamiętam, była amerykańska polityka zagraniczna.Na sali pojawiła się grupa lewaków. Zachowywali się hałaśliwie, krzyczeli, tupali, przerywali, a wyjątkowo pajacującego Piotra Ikonowicza wynieśli pracownicy ochrony Uniwersytetu. Pisano później o tym wydarzeniu jako o godnym odnotowania proteście lewicowców przeciw reprezentującemu imperializm amerykański Podhoretzowi. Sam protest i jego forma nie wzbudziły jednak żadnych szerszych komentarzy. (…)
Jak to jest więc? Jeśli lewactwo tupie, gwiżdże i wyzywa prelegentów na uniwersytecie, to jest to słuszny protest, a jeśli pojawiają się kibice i krzyczą „precz z komuną”, to jest to faszystowska hołota.Ale nie tylko chodzi tu o hipokryzję i podwójne standardy. Problem jest poważniejszy, niż nasyłanie policji na protestujących przeciw Baumanowi kibiców. Ta akcja policji stanowi niejako zwieńczenie polityki ogólnej nietykalności dla Baumana i jemu podobnych oraz budowania wokół nich szczelnej ochrony przed piętnowaniem ich komunistycznej przeszłości.W dzisiejszej Polsce takich ludzi jak Bauman nie wolno o tę przeszłość pytać, nie wolno domagać się wyjaśnień, a atmosfera jest taka, że nawet mało kto waży się o niej napisać. (…)
Kibice Śląska Wrocław okazali się faszystowską hołotą nie dlatego, że są narodowcami, bo nie są; nie dlatego, że zakłócili wykład, bo w przypadku innego prelegenta uszłoby to im na sucho; nie dlatego, że użyli niedopuszczalnej formy protestu, bo w tym wypadku żadna forma nie jest dopuszczalna. Są faszystowską hołotą dlatego, że ośmielili się wyrazić swój dyzgust wobec człowieka, wobec którego dyzgustu wyrażać nie wolno w żadnej formie - cichej, głośnej, pisanej, mówionej. Kto to czyni, ten nie może liczyć na wyrozumiałość i zasługuje na najsroższą retorsję - od inwektywy faszysty po policję i sądy.
Użycie słowa faszyzm wobec protestujących jest symptomatyczne. Nie chodzi przecież o żaden faszyzm. W Polsce problemem nie są faszyści. Problemem jest coraz częstsze używanie słowa faszyzm jako pałki. Nie bójmy się faszystów, bo ich nie ma. Bójmy się antyfaszystów, bo mnożą się oni dzisiaj jak króliki i coraz drastyczniej zawężają nasze pole działania i pole myślenia.
A ja zastanawiam się, czy większym skandalem było zachowanie wrocławskich narodowców i kibiców Śląska, czy też prezydenta tego miasta i rektora uniwersytetu, którzy zaprosili do wygłoszenia rocznicowego odczytu postać, którą znakomicie scharakteryzował prof. Legutko:
Zygmunt Bauman jest dzisiaj intelektualną gwiazdą, ale przeszłość ma wyjątkowo paskudną, bo był unurzany w komunistyczny aparat bezpieczeństwa w czasach stalinowskich. Z tej przeszłości wcale się nie rozliczył, nie okazał skruchy i nie ma zamiaru tego uczynić.W wypowiedziach dla mediów obcojęzycznych nawet dumnie stwierdził, że walczył z siłami ciemności i że ogólnie miał rację. Trudno się więc dziwić, że znajdują się ludzie w Polsce, których to mierzi. Jest coś głęboko niestosownego w fakcie, że gwiazda intelektualna zbywa najpoważniejsze oskarżenia, a rzesza akolitów gdaka wokół niego w świętym oburzeniu wobec krytyków lub w równie świętym uwielbieniu wobec każdego słowa mistrza.
No i kto powinien się bardziej wstydzić?