Blogi
Plus ratio quam vis
dr Jerzy Bukowski
rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie
Kapłan w "jaskini grzechu"
Poniedziałek, 23 stycznia 2017 (02:26)Krajowe media, a głównie prawicowe i chrześcijańskie portale internetowe nagłośniły ostatnio wizytę duszpasterską, jaką złożył pewien ksiądz w znajdującej się na terenie jego parafii (100 metrów od kościoła) agencji towarzyskiej, w której został bardzo życzliwie przyjęty. Pracujące w niej dziewczyny nie zatrzasnęły przed nim drzwi, nie wyśmiały go, ale pomodliły się, a jedna z nich uroniła nawet łzę.
Bardzo to budujące, ale nie wiem, dlaczego jest przedstawiane w kategoriach niezwykłego wydarzenia bądź nawet sensacji. Kapłan powinien przecież zjawiać się nie tylko tam, gdzie jest serdecznie oczekiwany i może oczekiwać na spędzenie kilku przyjemnych chwil z wzorowymi, a przynajmniej niekłopotliwymi parafianami. Jego katolickim obowiązkiem jest natomiast nawiedzać także podejrzane miejsca, w których może poczuć się niezbyt komfortowo, bo właśnie do nich trzeba odważnie nieść Dobrą Nowinę.
Nie ma absolutnie nic dziwnego w tym, że ksiądz idzie po kolędzie do „jaskini grzechu”. Bierze w ten sposób praktyczny przykład z Chrystusa, który często jadał z ladacznicami i celnikami budząc podejrzliwość faryzeuszów, czym się kompletnie nie przejmował. Duchowej opieki potrzebują przecież również - a może przede wszystkim - ludzie zranieni, usunięci na margines życia społecznego, wykolejeni, ulegający nałogom, zdemoralizowani, odlegli od przesłania Ewangelii. Nawet jeżeli stali się takimi z własnej woli, trzeba starać się im pomóc niosąc słowa duchowej otuchy i pocieszenia, nie oglądając się na żadne okoliczności, a tym bardziej na nieżyczliwe spojrzenia sąsiadów, którym wydaje się, że są lepsi oraz godniejsi wizyty kapłana.
I nie ma znaczenia, czy po takiej kolędzie alkoholik przestanie pić, dziewczyna z domu publicznego porzuci swoje zajęcie, a narkoman odstawi szkodliwe substancje. Wrzucone w ziemię ziarno nie musi wzrastać od razu, a bywa że obumiera, jeśli trafi na wyjątkowo jałową glebę. Nie zwalnia to jednak siewców od kontynuowania ich ewangelicznej misji, w której nie ma nic dziwnego, ani nadzwyczajnego.