Blogi
Plus ratio quam vis
dr Jerzy Bukowski
rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie
Gen. Kiszczak ostrzega
Sobota, 20 grudnia 2014 (08:58)Było tylko kwestią czasu, kiedy generał Czesław Kiszczak odegra się za upokorzenie, jakim niewątpliwie było dla niego przymusowe doprowadzenie (a raczej dowiezienie) przez policję na badania lekarskie do Gdańska w związku z koniecznością ustalenia, czy stan zdrowia byłego ministra spraw wewnętrznych PRL pozwala mu na zasiadanie na ławie oskarżonych w procesie o wprowadzenie stanu wojennego.
I właśnie jako formę pogrożenia palcem ludziom ośmielającym się obecnie krytykować człowieka nr 2 w ekipie gen. Wojciecha Jaruzelskiego odbieram ten fragment wywiadu udzielonego przezeń „Super Expressowi”, w którym przypomina on o swojej wiedzy na temat nigdy nie ujawnionych tajnych współpracowników, jakimi dysponował podległy mu resort w wielu środowiskach opozycyjnych wobec sowieckiego reżimu Polski Ludowej.
Niech więc nikogo nie zwiodą jego słowa: „kiedy po 1989 roku ktokolwiek zwrócił się do mnie w sprawie niszczenia akt, zawsze je niszczyłem”, ponieważ spalenie części dokumentów bezpieki bynajmniej nie oznacza zapomnienia nazwisk donosicieli, które pozostały nie tylko w pamięci Kiszczaka i jego podwładnych, ale z pewnością także w formie jakichś zapisów, niekoniecznie znajdujących się tylko w Warszawie.
Jako bajeczkę dla naiwnych dzieci można potraktować słowa jego żony z łamów „SE”:
„- Szef biura przynosił teczkę, wtedy oddawał ją danemu człowiekowi i ten jeszcze w tym samym pomieszczeniu niszczył ją w niszczarce. I oryginały, i duplikaty.”
Kiszczak jasno dał do zrozumienia, że nie wszystko poszło z dymem lub zostało zmielone, mówiąc tabloidowi:
„ - To byli ludzie poważni. Pisarze, wielcy aktorzy i politycy. Nie powiem, kto. Ale widzę ich w telewizji, często jak na mnie plują.”
Były szef MSW doskonale więc pamięta nie tylko, kto znajdował się na jego liście agentów, ale także które osoby „zostały zmuszone do współpracy w niezbyt elegancki sposób - przez słabość do kobiet, alkoholu, hazardu itp.”
To poważne ostrzeżenie dla wszystkich mających coś brzydkiego na sumieniu z peerelowskiej przeszłości, a dzisiaj atakujących gen. Czesława Kiszczaka, który ma jeszcze wystarczająco wiele atutów w rękawie, aby im skutecznie zaszkodzić i skompromitować ich w dowolnie przez siebie wybranej chwili w oczach opinii publicznej. Dał to nader wyraźnie do zrozumienia w rozmowie z „Super Expressem”.