Blogi

W stronę realnego świata
prof. dr hab. Mieczysław Ryba
Kierownik Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II
Rzeczpospolita "okrągłostołowa"
Piątek, 6 czerwca 2014 (04:42)Obchody 25 rocznicy kontraktowych wyborów to, chciałoby się rzec, wielkie święto środowiska dawnej Unii Wolności i obecnej „Gazety Wyborczej”. Już dawno takiej roli w imprezie ogólnokrajowej nie odegrał prezydent Bronisław Komorowski. To wokół jego przede wszystkim osoby skupili się dawni działacze Unii, Donald Tusk jest chyba wciąż postrzegany jako swoisty „zdrajca”, który rozbił Unię, i stworzył własną partię. Jednak dla wielu dawnych działaczy „Solidarności” obchody te to przede wszystkim święto niewyobrażalnego, historycznego relatywizmu. Tak się złożyło, że 25 rocznica kontraktowych wyborów złączyła się z uroczystym, państwowym pogrzebem generała Jaruzelskiego. Sądy polskie zaraz po jego pogrzebie mogły w końcu już oficjalnie umorzyć wszelkie procesy, które ciągnęły się długie lata. Polski wymiar sprawiedliwości przez 25 lat nie był w stanie osądzić komunistycznych zbrodniarzy, jest zaś w stanie natychmiast zająć się protestującymi podczas pogrzebu osobami. Stawianie historycznych pomników twórcy stanu wojennego to niezwykle bolesne doświadczenie dla środowisk patriotycznych. Ten sposób uprawiania „polityki historycznej” doprowadził dziś do totalnego pomieszania pojęć w społeczeństwie, które w większości aprobuje ponoć państwowe honory dla Jaruzelskiego.
Warto dziś postawić pytanie, co tak naprawdę niesie rocznica 4 czerwca 1989 roku? Owszem, na skutek owych kontraktowych wyborów, gdzie opozycja uzyskała 35 procent głosów, premierem został Tadeusz Mazowiecki. Ale równocześnie, po części głosami (czy też manipulacjami) przedstawicieli tej postkorowskiej opozycji prezydentem został wówczas generał Jaruzelski. W rządzie Mazowieckiego ministrem spraw wewnętrznych cały czas pozostawał Czesław Kiszczak, kluczowa postać represyjnej polityki władz z lat osiemdziesiątych. Ten kontraktowy parlament, czy ktoś tego chce czy nie, był cały czas formalną kontynuacją PRL, taką też kontynuacją był rząd Tadeusza Mazowieckiego. A pamiętajmy, że w Londynie funkcjonowały władze polskie, zachowujące prawną i moralną ciągłość niepodległej II Rzeczpospolitej. Prezydent Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia władzy Lechowi Wałęsie dopiero po zakończeniu w pełni wolnych wyborów prezydenckich i po zaprzysiężeniu Wałęsy.
Czy zatem powinniśmy rzeczywiście czcić 4 czerwca jako datę symboliczną odzyskania niepodległości? Dlaczego zupełnie na margines spychane są strajki z sierpnia 1980 r. i powstanie „Solidarności”?
Wielkie obchody historyczne, które zorganizował obecny układ władzy (dodajmy obchody z udziałem wielu przywódców państw, w tym prezydenta USA - Baraka Obamy) muszą uświadomić środowiskom patriotycznym, że wciąż jesteśmy na drodze do odbudowy prawdziwej niepodległości Rzeczypospolitej. To że po tylu latach ciągle musimy znosić tak wielkie upokorzenia (których znosić np. nie muszą od kilku już lat bliscy nam historycznie Węgrzy), to tylko wezwanie do bardziej jeszcze wytężonej pracy nad odzyskiwaniem szczególnie duchowej suwerenności III Rzeczpospolitej. A owa duchowa suwerenność musi się łączyć z pełną prawdą o tamtych czasach i z powrotem do pełnego umiłowania polskiej tradycji i polskiej niepodległości. W takim społeczeństwie nie będzie problemu z dookreśleniem, kto na poziomie historycznym był bohaterem, a kto zdrajcą. Prawda zaś w zakresie historii pozwoli nam uczynić i bardziej moralną współczesną politykę.