Blogi

W stronę realnego świata
prof. dr hab. Mieczysław Ryba
Kierownik Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II
HALLOWEEN - NA DRODZE WALKI Z UROCZYSTOŚCIĄ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH
Niedziela, 2 listopada 2014 (06:26)To wręcz niebywałe, z jaką konsekwencją chce się w w Polsce zaszczepić Halloween jako obyczajowość mającą wyprzeć z naszej przestrzeni klasyczną, chrześcijańską tradycję wyrażającą się modlitwą za zmarłych i odwiedzaniem cmentarzy. Ten nowy, amerykański model lansuje się nieustannie w telewizji, szczególnie w programach rozrywkowych. Nawet w „Tańcu z gwiazdami” tancerze imitowali potwory z Halloween. Przy takiej atmosferze w niektórych szkołach co mniej rozgarnięci nauczyciele zgadzają się na dyskoteki organizowane z tej okazji. Wielu duszpasterzy ostrzega, że praktyki te wiążą się nie tylko z pogaństwem, ale mają wręcz satanistyczne konotacje. U większości ludzi naśladownictwo tych amerykańskich wzorców ma jednak bardzo płytki wymiar. Chodzi o prostą ucieczkę przed problemem śmierci. Ponieważ współczesna kultura nie umie odpowiedzieć na pytania związane z cierpieniem i śmiercią, stara się ze wszystkiego zadrwić, wyśmiać, po to tylko, aby sobie ten problem oswoić na swój prymitywny sposób. A że owo oswajanie nawiązuje do totalnego pogaństwa, że powoduje olbrzymie zagrożenia duchowe, nikogo to nie interesuje. Być może jako chrześcijanie my również zbyt mocno skupiamy się na doczesnym wymiarze ludzkiej egzystencji. Łatwo nam przychodzi nawoływać ludzi do zaangażowania w pomoc humanitarną (skądinąd bardzo ważną), a zbyt mało mówimy o rzeczach ostatecznych, o nieuchronności śmierci. A trzeba pamiętać, że jest to rzeczywistość najbardziej bodaj skłaniająca człowieka do poszukiwania Boga i Jego odkupienia. Człowiek, który nie doświadcza przygodności swojego bytowania - nie szuka Zbawiciela i wydaje mu się, że raj odnajdzie w doczesnym „używaniu” życia.
Kiedy odwiedza się polskie cmentarze na Wszystkich Świętych widać, że Halloween nie wygrał jeszcze z kulturą chrześcijańską. Stąd tak intensywne parcie w mediach, by ludzi omamić. Święto to wszak niesie ze sobą ogromny wymiar edukacyjny. Przecież, jak wspomniałem, kluczową prawdą o kondycji życia człowieka tu na ziemi - jest prawda o śmierci. To dopiero w jej obliczu człowiek jest w stanie szukać zbawienia, widząc, że własnymi siłami nie jest w stanie śmierci pokonać. Odwiedzanie cmentarzy i modlitwa nad grobami uczy bardzo wiele przede wszystkim nasze dzieci. Kultura prymitywnej dyskoteki organizowanej w niektórych szkołach na Halloween ma tę refleksję zagłuszyć, zakłamać rzeczywistość, tak, jakby śmierci nie było. Człowiek postawiony w takiej obyczajowości, wrzucony w wir nieustannej dyskoteki i zabawy (organizowanej dosłownie na każdą okazję) nie ma czasu zastanowić się nad kresem życia. Wszystko media starają się ubrać w lekką formę, nawet post i dzień zaduszny. Zatem walka o prawdziwy wymiar dnia Wszystkich Świętych jest kolejną bitwą w wielkiej wojnie kulturowej, jaką wytoczył nam zachodni postmodernizm. Kultura nowej, neomarksistowskiej rewolucji ma wymiar skrajnej głupoty, która oprócz drwiny nie jest w stanie w żaden sposób odpowiedzieć na najważniejsze pytania, jakie stawia przed sobą każdy człowiek. Ta kultura drwi ze śmierci, drwi z Pana Boga. Za nic ma więź małżeńską, sakrament kapłaństwa. Nie widzi tragedii grzechu, nawet jeśli są to grzechy sodomskie (homoseksualizm, kazirodztwo itd.), wołające o pomstę do nieba. Niestety takiej kulturze ulegają współcześnie nawet chrześcijanie. Tym bardziej świadomi katolicy powinni stać na straży niezwykle głębokiej tradycji związanej z dniem Wszystkich Świętych, wielkiego postu, itd. Ta kulturowa walka odbywa się w szkole, w miejscu pracy, wśród znajomych, na niwie medialnej i politycznej. Ostatecznie jest to walka o prawdę na temat kondycji życia człowieka, a dalej o potrzebie jego zbawienia. Człowiek uznający się za byt samowystarczalny nigdy nie będzie miał szansy znaleźć Chrystusa, swego jedynego Odkupiciela. Dlatego niedorzecznością są pomysły rezygnacji przez katolików z piątkowego postu, czy też z wyrzeczeń w czasie Wielkiego Postu lub Adwentu. Upodabnianie się do świata czyni z nas sól zwietrzałą, którą już nie ma czym posolić.