Blogi

W stronę realnego świata
prof. dr hab. Mieczysław Ryba
Kierownik Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II
Wyrok w sprawie Nergala i wojna religijna w Polsce
Piątek, 6 marca 2015 (12:55)Na jednym ze swoich koncertów w 2007 roku Nergal podarł Biblię, rzucił ją swoim fanom, krzycząc „żryjcie to g.....no”. Nazwał Biblię „kłamliwą księgą”, a Kościół „zbrodniczą sektą”. Sąd Najwyższy uznał, że prawo nie zostało złamane, że nie zostały zranione uczucia religijne chrześcijan. Zachodzi pytanie, co jeszcze musiałby zrobić, żeby jego czyn podpadał pod ten paragraf? Trudno sobie to wyobrazić, a zatem zapis o obronie prawnej religii jest martwy. Przypomina mi się Feliks Koneczny, który pisał: „Zrobiono z sędziego maszynkę do stosowania paragrafów bez względu na sprawiedliwość. Sądy są od tego, żeby przestrzegać prawa obowiązującego, a czy to prawo jest słuszne, czy też bezprawiem odzianym w formy prawne, to sędziego nic nie obchodzi; gdyby się tym zajmował, przekraczałby swą kompetencję, a biada mu, gdyby chciał w wyrokach uwzględniać słuszność wbrew paragrafiarstwu. (…) Całe sądownictwo, cały tzw. wymiar sprawiedliwości, oparte są na fanatycznym kulcie paragrafiarstwa. Kodeks nie jest doradcą sędziego i zbiorem przypuszczalnych wskazówek, które sędzia winien stosować, modyfikując według sumienia, lecz paragraf musi być stosowany literalnie. Sądownictwo zmechanizowano. (…) Trzeba nareszcie wystąpić przeciwko mechanizowaniu wymiaru sprawiedliwości, bo inaczej zamienimy się w bandy wynalazców kruczków prawnych. Całemu społeczeństwu grozi z tego powodu zupełna demoralizacja”. (F. Koneczny, Państwo i prawo, Kraków 1997, s. 76).
Przyzwolenie na wymienione wyżej wybryki oznacza ogromne zdziczenie obyczajów w naszym kręgu cywilizacyjnym. Jest to zgoda na to, że prawo oddala się coraz bardziej od etyki. To z kolei prowadzi prostą drogą do zaniku zaufania do państwa. Po co komu takie prawo, które jest niezgodne z zasadami etycznymi, po co komu sądy, które nie ferują sprawiedliwych wyroków? Takie prawo i takie sądy stają się jedynie przedmiotem cynicznej gry różnych sił i różnych ideologii.
Warto jeszcze jedną rzecz podkreślić. Nie wiedzieć czemu uznano „sztukę artystyczną” jako dziedzinę niepodlegającą ocenie prawnej i moralnej. Ktoś powiedział, że „sztuka ma szokować” i wszyscy w to uwierzyli. Ponieważ neomarksistowska rewolucja ma wymiar przewrotu kulturowego, dlatego rewolucjoniści upatrzyli sobie sztukę jako dziedzinę, gdzie dokonują najbardziej gorszących rzeczy.
Coraz bardziej widać, że walka kulturowa w naszym kraju przybiera formę wojny religijnej. Z jednej strony mamy do czynienia z olbrzymim atakiem na etykę (wystarczy wspomnieć uchwaloną 5 marca 2015 r. przez senat ratyfikację „Konwencji przeciwdziałania przemocy wobec kobiet”), z drugiej bardzo mocno uderza się w rozum, propagując wszędzie relatywizm. Ostatecznie jednak uderza się w religię. Aby to w pełni uchwycić, warto zacytować guru intelektualnego nowej lewicy, którego wypowiedzi są inspiracją dla mnóstwa współczesnych neomarksistów. Antonio Gramsci pisał: „Socjalizm jest teoretyczną negacją i praktyczną likwidacją religii: socjalizm jest właśnie religią, która musi zabić chrześcijaństwo. Socjalizm jest religią, ponieważ wyparł ze świadomości ludzi transcendentnego Boga katolików, zastępując go wiarą w człowieka i jego najlepsze siły twórcze, jako jedyną rzeczywistość duchową” (Cyt. za: M. Kacprzak, Pułapki poprawności politycznej, Radzymin 2012, s. 58).
Widzimy zatem, że neomarksistowscy rewolucjoniści chcą zastąpić chrześcijaństwo nową religią. Czy zatem można się dziwić, że w sferze kultury z taką mocą atakują wszystko, co dla katolików jest święte? Mamy w Polsce coraz częstsze objawy wojny religijnej, wojny, w której bardzo często ani urzędy, ani sądy nie stają w obronie chrześcijan.