Blogi

W stronę realnego świata
prof. dr hab. Mieczysław Ryba
Kierownik Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II
Nieosądzona zbrodnia demoralizuje podwójnie
Środa, 19 grudnia 2012 (11:53)Do najbardziej znienawidzonych propagandzistów stanu wojennego należał osławiony rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban. Jak twierdzą historycy, spełniał on dla władzy rolę swoistego odgromnika. Skupiając na sobie niechęć społeczną, odciążał pozostałą ekipę Jaruzelskiego, która mogła pokazywać bardziej "ludzką twarz".
Wywiad z Urabanem zamieszczony w "Gazecie Wyborczej" w 2002 roku, w przeddzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, stał się swoistą medialną sensacją. Ciekawe, że Urban nawet po wielu latach z pogardą odnosił się do "Solidarności". Przywódcę związku nazwał "rozwalonym w fotelu chamem", dziesięciomilionowy ruch obdarzył porównywalną serią epitetów.
"Miałem obrzydzenie - mówił o »Soldarności« Urban - nic na to nie poradzę. Nabożeństwa, tłumy księży i żółty charakter tego ruchu. Żółty od związków zawodowych i jego rewindykacji ekonomicznych".
Były rzecznik rządu gen. Jaruzelskiego sam przyznał, że władza niejednokrotnie posługiwała się kłamstwem, ale - jak stwierdził - nie było w tym nic złego.
"W ten sposób postępuje każdy rząd, w każdej epoce i w każdym kraju". Dostrzec można w tych słowach jednoznaczną pochwałę makiawelizmu politycznego. Władza kłamała i kłamać będzie zawsze. Urban usprawiedliwia się, że jego kłamstwa albo były nieświadome (informacje, które dostawał, były spreparowane przez SB), albo niewinne.
Stwierdził, co następuje: "Oczywiście świadomie kłamałem, mówiąc o Komitecie Olimpijskim i o Nagrodzie Nobla, ale przecież ani ja, ani nikt, kto tego słuchał, nie wierzył w to, co mówiłem, więc szkodliwość tych kłamstw była żadna". Widzimy więc, że Urban w swojej ocenie czuje się niewinny. Z jednej strony kłamał, bo takie było życzenie rządu, z drugiej - kłamał od siebie, ale "niewinnie". Szczerość tych słów poraża, gdyż pokazuje moralne oblicze ówczesnej ekipy władzy.
W czasie stanu wojennego mieliśmy do czynienia nie tylko z przemocą fizyczną wobec opozycji. Jeszcze gorsza była przemoc propagandowa. Wielu ludziom odebrano dobre imię, wielu zniszczono zdrowie, mnóstwo musiało opuścić Polskę. I nieprawdą jest, że wszyscy Polacy nie wierzyli w kłamstwa Urbana. Niestety część wierzyła (szczególnie członkowie partii) i na podstawie jego propagandy umacniała się w nienawiści.
Tak więc owe nigdy nienapiętnowane sądownie kłamstwa, pomówienia i oszczerstwa w sposób specyficzny kształtowały moralność ówczesnej ekipy władzy i w pewnym sensie kształtują tych ludzi do dzisiaj.
Kłamstwo jest postawione na piedestał cnót politycznych, makiawelizm polityczny święci triumfy. Tak tylko można odczytać wyniki badań, które wskazują, jakoby większość Polaków usprawiedliwiała Jaruzelskiego, przyjmując za słuszną decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego.
Pamiętajmy, że wedle dokumentów historycznych Jaruzelski nie mówi prawdy, gdy twierdzi, że Sowieci chcieli wówczas wkroczyć (grudzień 1981 r.) i że on "uratował" Polaków przed jeszcze gorszym losem. Trzeba jednak zaznaczyć, że sama argumentacja, sama linia obrony generała i jego stronników jest porażająca. Bo jeśli usprawiedliwionym jest, że władza może mordować swoich obywateli, zamykać ich do więzień i prześladować tylko dlatego, że jest nacisk zewnętrzny, to kto nam zaręczy, że w przyszłości w analogicznej sytuacji nowa władza nie zrobi podobnie.
Wyobraźmy sobie, że Moskwa, Berlin czy Bruksela zaczęłaby się dziś domagać od władz wystąpienia zbrojnego przeciwko własnemu społeczeństwu, bo w przeciwnym razie obce wojska wkroczą do Polski, to czy ta władza ma moralne prawo zabijać, argumentując, że jeśli wejdą obcy, to zabiją więcej? Jest to skrajnie przewrotne myślenie, które wynika z nieosądzenia w III Rzeczypospolitej zbrodnicego systemu komunistycznego. Sprawdza się więc klasyczne powiedzenie, że zbronia nieosądzona demoralizuje podwójnie.