Blogi

W stronę realnego świata
prof. dr hab. Mieczysław Ryba
Kierownik Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II
Gospodarność i rozrzutność w polskich samorządach
Piątek, 7 listopada 2014 (01:44)Mówiąc o samorządach, wielu obserwatorów ocenia poszczególnych prezydentów i burmistrzów po ilości wykorzystanych pieniędzy unijnych. Robi się nawet rankingi mówiące o tym, które miasto wykorzystało najwięcej środków. Prawie nikt nie zadaje sobie pytania, na co te środki idą? Bo za każdą dotacją unijną idzie wkład własny, najczęściej związany z zadłużaniem się samorządu. Wyobraźmy sobie gospodarza, głowę rodziny, który bierze maksymalnie wysoki kredyt po to, aby pozyskując środki unijne, wyposażyć rodzinę. W naszym kraju ludzie najbardziej potrzebują dobrej pracy, której brak doskwiera tak bardzo, że miliony Polaków musiało już opuścić Ojczyznę. Tymczasem tenże gospodarz pozyskane środki nie przeznacza na zbudowanie rodzinnej firmy (bo na to Unia nie daje pieniędzy), lecz wyda je na pole golfowe, przydomowy basen, czy na wielką imprezę otwarcia. W momencie, gdy te pieniądze wydaje, wielu się cieszy. Budowniczy i planiści mają pracę, firma organizująca imprezę otwarcia zarobiła sporo gotowego grosza, a w gospodarce odnotowano wzrost PKB. Jednak po tej chwilowej euforii przychodzi czas spłaty długów. Inwestycje, które poczynił niosą duże koszta (wszystko to przecież trzeba utrzymać), nie generują zaś żadnych zysków – wszak nie są to fabryki, czy firmy usługowe potrzebne okolicznym mieszkańcom. Co zrobi w takiej sytuacji nieroztropny gospodarz? Aby spłacać długi i utrzymać luksusowe pole golfowe musi wyprzedawać rodzinny majątek. Co powiemy o takim człowieku? Ano, że mamy do czynienia z jakimś szaleńcem, a nie z prawdziwym gospodarzem.
Nieraz słyszy się w Polsce, że gminy zaczęły wyprzedawać firmy komunalne, dostarczające ciepło czy wodę. Robią to, gdyż ich zadłużenie przekroczyło wszelkie rozsądne granice. W gminach są pola golfowe, wyremontowany za kilkadziesiąt milionów park czy plac. Ale nie ma pracy. Młodzi mieszkańcy opuszczają miasto w poszukiwaniu zarobku, dlatego do kasy gminy wpada coraz mniej pieniędzy z podatków. W takiej sytuacji samorząd wyprzedaje swoje spółki. Jednakże tego typu wyprzedaż to ruch w jedną stronę. Gdy prywatny właściciel przejmie spółkę komunalną, zaczyna podnosić opłaty, by inwestycja mu się szybko zwróciła. W ten sposób za dług miasta płacić muszą najubożsi, gdyż z wody i ogrzewania korzystać muszą wszyscy.
Mechanizm powyższy dotyczy wielu samorządów, a ludzie najczęściej nie zdają sobie sprawy, że luksusowe inwestycje, które nie generują realnego rozwoju gospodarczego łączą się z niewyobrażalnym zadłużeniem i z coraz większym obciążaniem kosztami długu zwykłych mieszkańców.
Prawdziwy gospodarz-samorządowiec musi zatem zdawać sobie sprawę z faktu odpowiedzialności za wszystkie decyzje finansowe. Najpierw powinien się zastanowić, co jest potrzebne w gminie, jakie inwestycje będą generować rozwój. Mogą to być drogi, lotniska, uzbrojenie terenu pod inwestycje przemysłowe. Nad pomnikami władzy, nad luksusem musi się już zastanowić, szczególnie wtedy, gdy jest to robione na kredyt. W takiej bowiem sytuacji pieniądze unijne, miast stawać się przyczynkiem rozwoju miasta, stają się pułapką, prowadzącą obywateli na skraj bankructwa.