Blogi

W stronę realnego świata
prof. dr hab. Mieczysław Ryba
Kierownik Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II
Chaos multikulturalizmu
Piątek, 13 lipca 2012 (10:47)Moja czerwcowa wizyta w Wenecji łączyła się z uczetnictwem w konferencji dotyczącej nowoczesnych rozwiązań w wielokulturowej przestrzeni miejskiej. W konferencji tej uczestniczyli przedstawiciele różnych miast i środowisk naukowych z Europy i Ameryki. Organizatorzy tych spotkań (dodajmy co roku organizowanych w innym mieście) obficie korzystają ze środków unijnych, Unia Europejska stara się bowiem wspierać wszelkie inicjatywy w tym zakresie. Wykładowcy dowodzili potrzeby zwielokrotnienia różnorodnych możliwości kontaktów imigrantów napływających do Europy z całego świata z ludnością miejscową i ze sobą nawzajem. Sugerowano przy tym rozwiązania architektoniczne, które mają mieć rzekomo w pełni otwarty charakter. Jako wzorzec takich rozwiązań pokazywano różne szklane domy z Nowego Jorku i z innych wielokulturowych miast świata. Ów w "pełni otwarty charakter" miałby prowadzić do tego, aby nikt nie czuł się w takich budynkach czy na takich ulicach obco, aby wszyscy na równi czuli się jak u siebie. Owa otwartość łączyć się musi w sposób oczywisty z rezygnacją z rozwiązań tradycyjnych, mających konkretne zakotwiczenie w miejsowej kulturze narodowej i religijnej. Naturalnie nikt prawie nie zadał sobie pytania, jak takie multikulturalne domy będą się komponować z przepiękną, starą zabudową Wenecji, Rzymu czy Madrytu? Estetyczny konflikt sam rzuca się w oczy, już nie mówiąc o idei poszanowania ładu architektonicznego w zabytkowych miastach Europy. Jak już wspomniałem, realizacja idei multikulturalizmu w innych obszarach skończyła się całkowitym fiaskiem, ogłoszonym notabene przez przywódców największych państw europejskich. Wydaje się, że w tych nowoczesnych rozwiązaniach architektonicznych zamiast integracji będziemy mieli do czynienia z ogromnym poczuciem wyobcowania. I tak nikt (z żadnej kultury) nie będzie się czuł w takiej przestrzeni gospodarzem, wszyscy równo będą się czuli źle. I tak utopijna próba kreowania na siłę sztucznych spotkań różnych języków i tradycji niczego realnego w relacje narodowościowe nie wprowadza. Może jedynie wspólnotę wyobcowania.
Najbardziej zadziwiające jest, że mało kto dzisiaj w Unii Europejskiej zdaje sobie sprawę, że najbardziej otwarta na ludzi z innych kultur jest cywilizacja łacińska, głęboko nawiązująca do najstarszych tradycji Starego Kontynentu (filozofia grecka, prawo rzymskie, religia chrześcijańska). Oczywiście łacińskość zachodniej Europy znajdowała również swój wyraz w architekturze. Wystarczy sobie przypomnieć tradycje polskiego Lwowa. We Lwowie, jak i w całej Rzeczpospolitej, przez całe wieki mogły się spokojnie rozwijać egzystujące obok siebie różne narodowości, a wszystko to przy dominacji łacińskiego czynnika polskiego. Widać to również w sferze architektury. W kontekst dominującej architektury zachodniej doskonale się wkomponowały budynki ormiaśkie, ruskie czy żydowskie. Tak więc wniosek tutaj nasuwa się sam. Jeśli chce się asymilować ludy, które masowo napłynęły w ostatnich dziesięcioleciach do Europy, należy wzmocnić chrześciajańskie i łacińskie korzenie Starego Kontynentu. Próba wejścia w obszar rozwiązań kosmopolitycznych czy w obszar swoistego synkretyzmu religijno - kulturowego niszczy tradycję europejską i prawie nikogo do Zachodu nie przekonuje. Wystarczy przypomnieć diagnozę bankructwa multikulturalizmu ogłoszną przez Angelę Merkel, Johna Camerona czy Nicolasa Sarkozyego. Do jakiego stopnia elity europejskie są w stanie zrozumieć te kwestie, możemy się przokonać na co dzień.