Blogi
Dlaczego klasycy
Jolanta Tomczak
Redaktor działu krajowego Naszego Dziennika
Opium dla ludu
Wtorek, 4 września 2012 (02:23)Były mąż stanu znany z tajemniczej choroby lewej goleni i z choroby filipińskiej. Celebrytka, która sprowadza z zagranicy halucynogenne kości dla psa. Półprzytomny partyjny watażka, a wcześniej zwykły handlarz wódką. Pozujący na "młodzież" łysawy człowiek z lobby narkotykowego. Przepraszam, ale dlaczego to oni, uwiarygodniani w charakterze ekspertów, mają nas instruować na temat nałogów? Gołym okiem widać, że działają w samoobronie bądź wietrzą w tym dobry interes. Podobnie jak zdegenerowane media, które ich z rozmachem lansują.
A właśnie od postawy polityków i szeroko rozumianego świata mediów wiele na tym polu zależy. Zamiast jednoznacznego słowa: "nie", zamiast rzetelnej edukacji, pełniącej funkcję profilaktyczną, zamiast ciekawych propozycji dla młodych, z początkiem roku szkolnego rozsyłane są mniej lub bardziej oczywiste impulsy do narkotyzowania się - niestety także za pośrednictwem telewizji publicznej, a więc na nasz koszt. Ciąg kłamstw z porannej prasy na temat horroru uzależnień zdaje się nie mieć końca – znajdując finał w wieczornych programach publicystycznych. I tak w miejsce informacji na temat skutków medycznych pojawia się np. urojona teza, że mafia narkotykowa zniknie wraz z legalizacją psychostymulantów (wtedy państwo stanie się dealerem?). Natomiast terapia uzależnień całkiem serio pokazywana jest nie jako ratunek, ale - biznes, któremu zależy wyłącznie na napływie klientów.
To już nie stać dziennikarzy chociażby na przejrzenie paru filmów i książek dokumentujących dramat narkomanów? Nie stać ich na realistyczne zdefiniowanie problemu, elementarne przytoczenie faktów, zaproszenie do studia terapeuty zdolnego do kontrowania bzdur, wreszcie - na szczere ludzkie współczucie?
Współczują – ale tylko wtedy, jak posiadacz narkotyków zostanie złapany przez policję. No, to jest prawdziwy dramat, złamane życie (dealera). Zmniejsza się krąg klientów... Trywializowanie problemu uzależnienia, wezwania do rezygnacji z karalności za posiadanie narkotyków, piętnowanie legislatorów, którzy mieli odwagę wydać wojnę narkomafii – natłok tego typu socjotechnicznych chwytów ma nas w pewnym sensie zmęczyć i „oswoić” z tezami o rzekomej nieszkodliwości marihuany.
O tym, jak nieszkodliwy to narkotyk i jak nie uzależnia, najlepiej opowiedzą łzy matek i ojców. Łzy żon, mężów, łzy dzieci. Groby nastolatków. Posadźmy zadufanego w sobie polityka w koszulce z motywem roślinnym naprzeciwko zrozpaczonej matki. Niech ją uspokoi, że to nic takiego i że powinna synowi posadzić trzy krzaki obok pomidorów, będzie jak znalazł, kiedy – a raczej jeśli kiedykolwiek – wróci do domu. Może na niego zagłosuje... Mało nam opowieści ludzi przez lata walczących z nałogiem, który zaczął się od marihuany? Posadźmy celebrytkę naprzeciwko jej fana, a nie, za późno, właśnie śmiertelnie przedawkował. A może za mało mamy przestępczości wśród młodzieży? Na to też jest rada. Zawieźmy byłego męża stanu, o ile akurat nie choruje, z płatną prelekcją o wódce do gimnazjum, wódkę też trzeba „oswajać”. Dla zwiększenia efektywności wszystkich tych zabiegów rząd powinien wysłać grupę bezrobotnych absolwentów wyższych uczelni na dotowane plantacje maku, żeby dla wszystkich w Europie było jasne, że i w tej dziedzinie państwo nie zawiodło... Mam negatywną intuicję, że może ktoś kogoś poklepie po plecach.