Zapowiedzieli, że wrócą
Wtorek, 9 kwietnia 2013 (02:05)Z Elżbietą Wryk, polską misjonarką świecką, dyrektor szpitala na misji w Bagandou w Republice Środkowoafrykańskiej, rozmawia Małgorzata Bochenek
Informacje o sytuacji ludności mieszkającej w Republice Środkowoafrykańskiej, które docierają do Polski, są dramatyczne. Napadami rebeliantów nękane są m.in. misje katolickie…
– W miniony piątek doświadczyliśmy, można powiedzieć, bezpośredniego spotkania z rebeliantami. Pod pretekstem poszukiwania rządowych samochodów o godz. 20.00 (tu o tej porze zapada już noc) na naszą misję wtargnęła grupa 20 uzbrojonych mężczyzn. Wycelowali w nas karabiny. Po sprawdzeniu dokumentów naszych misyjnych samochodów odjechali. Niestety zapowiedzieli, że powrócą. Żyjemy w ogromnym niepokoju, oczekując na ich kolejną wizytę. Odgrażali się, że jeśli nie znajdą rządowych samochodów, zaprowadzą u nas swoje prawa. Mieszkańcy Bagandou nieustannie żyją w strachu. Chowają się w lesie przed rebeliantami, a tam z kolei narażają się na inne niebezpieczeństwa: choroby, ukąszenia przez jadowite węże.
A jak teraz funkcjonuje szpital?
– Obecnie jesteśmy jedynym działającym w regionie szpitalem. Placówka medyczna w najbliższym mieście wojewódzkim, oddalonym od nas o 60 km, ponad tydzień temu została napadnięta i ograbiona. My na razie funkcjonujemy, dysponujemy 50 łóżkami, blokiem operacyjnym, salą porodową, laboratorium, apteką.
Choć podczas pierwszej wizyty rebeliantów w naszym szpitalu nic nikomu się nie stało, wszyscy wiedzą, że wyższego rangą, „miłego” dowódcy podczas drugich „odwiedzin” nie będzie. Przyjdą tylko jego bezwzględni żołnierze. Rebelianci działają według klucza: podczas pierwszej wizyty nie wyrządzają szkód, podczas kolejnych zwykle przystępują do ataku na ludzi, zabierają albo niszczą mienie.
Toczą się rozmowy na najwyższych szczeblach w stolicy, w Bangi, by zaradzić tej dramatycznej sytuacji. Czy jest jakiś sposób, by powstrzymać rebeliantów?
– Działają w grupach, w całym kraju, pod pozorem wprowadzenia nowej władzy, utrzymywania porządku napadają, torturują ludzi. Poszukują osób związanych z nowym prezydentem. Jeśli znajdują, dla osób w jakiś sposób związanych z prezydentem to wyrok. Rebelianci pozostają bezkarni. Pojawiają się w radiu komunikaty, w których generałowie z muzułmańskiej koalicji Seleka podają swoje numery telefonów, z informacją, że będą wyciągać konsekwencje wobec swoich żołnierzy dopuszczających się napadów rabunkowych. Jednak ludzie obawiają się raczej odwetu niż pomocy ze strony tego ugrupowania.
Czy te ataki są skierowane przeciwko chrześcijanom?
– Trzonem rebelii są wyznawcy islamu. W sobotę, jak się dowiedzieliśmy, z ks. abp. Dieudonné Nzapalainga CSSp, metropolitą stołecznego Bangi, spotkali się misjonarze z różnych diecezji. Dawali świadectwo o bardzo dużych szkodach, jakie Kościół katolicki poniósł w czasie tej rebelii. Na razie nie było strat w ludziach, ale zniszczono mienie misji, były też przypadki profanacji Najświętszego Sakramentu. Napięcie międzyreligijne jest coraz bardziej odczuwalne, a dochodzące do nas sygnały niepokoją.
Mimo obaw o życie nie opuszczacie misji?
– Na razie nie myślimy o ewakuacji. Nasza pomoc medyczna jest tutaj niezbędna. Mieszkańcy mają w nas też oparcie. Ludzie cieszą się, gdy po kolejnej nocy widzą nas rano przy szpitalu. Dziękują nam, że zostaliśmy z nimi. My także odczuwamy ich pomoc. Z własnej inicjatywy zorganizowali dodatkowe straże, pilnują misji i szpitala. Wzajemnie się wspieramy i dopóki to będzie możliwe, będziemy tutaj trwać.
Co może być ratunkiem w tej dramatycznej sytuacji?
– Na razie modlitwa, ale też informowanie, jak najszerzej, o tej sytuacji. Biuro Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców (UNHCR) podało, że jest około 170 tys. uchodźców wewnętrznych, ponad 300 tys. osób, które uciekły do sąsiednich krajów. Informacje te były podane przed wejściem Seleki. Teraz te liczby na pewno wzrosły.
Poza tym w niedalekiej przyszłości mieszkańcom będzie groził głód. W kraju zaczyna się pora deszczowa, to czas, kiedy ludzie powinni uprawiać pole, by za parę miesięcy móc zbierać plony. Jednak teraz nikt nie myśli o uprawach, wszyscy boją się o swoje życie. Dzisiejsze problemy generują kolejne, które pojawią się za parę miesięcy.
Najgorsze, że nie widać znaków wskazujących na stabilizację sytuacji. Nawet gdyby rozpoczęto faktyczne „oczyszczanie” kraju z uzbrojonych band, zapewne taki proces potrwa bardzo długo. Tymczasem cierpią niewinni. Dlatego apelujemy o modlitwę w intencji stabilizacji sytuacji w całym kraju. Prosimy: nie zapominajcie o tych ludziach, o służących im misjonarzach.