Naród upomni się o swoje…
Piątek, 5 lipca 2024 (20:54)Rozmowa z prof. dr. hab. Wiesławem Janem Wysockim, historykiem, prezesem Instytutu Józefa Piłsudskiego oraz wiceprezesem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej
Tusk podczas konferencji z kanclerzem Scholzem po konsultacjach międzyrządowych mówił – o dziwo – o konieczności silnego przywództwa Niemiec w Europie. Co w historii Europy oznaczało „silne przywództwo Niemiec”? Jak to się zwykle kończyło?
– Dla nas, Polaków, i nie tylko dla nas – jeśli Niemcy brali się za przywództwo, to kończyło się to tragicznie. Kiedy powstało Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego i próbowaliśmy wchodzić w rozmaite układy – Bolesław Chrobry został jednym z namiestników cesarstwa – efekt był taki, że do dziś mamy kłótnie z niemieckimi historykami o jego zakres kompetencji czy o insygnia, które polski władca otrzymał od cesarza Ottona III. Późniejsze okresy były gorsze. Natomiast w dziejach dla nas najszczęśliwsze – jeśli można użyć takiego zwrotu – były okresy, kiedy państwo niemieckie było rozbite na księstwa, na hrabstwa. Swoją drogą dla naszych zachodnich sąsiadów też był to okres szczęśliwości, bo kiedy pod egidą Prus zaczęła się tworzyć Rzesza, to określenie Prusak – np. w Bawarii – było jednym z najbardziej obelżywych. Stąd Niemcy też mieli swoje różne wizje własnej przyszłości. Natomiast ogólnie rzecz biorąc, dla nas był to okres wyjątkowo nieszczęśliwy, bo nie tylko zabory, nie tylko kulturkampf, ale później II wojna światowa i straszliwe zbrodnie, winy, od których Niemcy chcą się dzisiaj uwolnić, dziękując światu za to, że ich wyzwolił od nazistów. Przy czym – jak wiemy – owi naziści wymieniani przez Niemców – są bezpaństwowi. Jednakże władze niemieckie robią wszystko, żeby świat uznał, że naziści to Polacy. Dlatego mówienie dzisiaj, żeby to Niemcy wzięli odpowiedzialność za Europę, jest de facto zgodą na dyktat podległości wobec Berlina.
Obok przywództwa w wystąpieniach szefów rządów były też poruszane kwestie bezpieczeństwa Europy i, co ciekawe, w tym kontekście ani razu nie zostały wymienione Stany Zjednoczone, które są gwarantem bezpieczeństwa Europy…
– Nic w tym dziwnego. To jest próba wypchnięcia Stanów Zjednoczonych z Europy, do czego dążą Niemcy. Zdumiewające, że w ten proces angażuje się także premier Polski. Stany Zjednoczone, które kształtują charakter globalnej polityki, po zakończeniu II wojny światowej wzięły na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo także Europy, a po rozpadzie Związku Sowieckiego strefa wpływów Zachodu poszerzyła się o państwa Europy Środkowej i Wschodniej, które dołączyły do struktur zachodnich. Dzisiaj Niemcom zależy, żeby Stany Zjednoczone zniknęły z Europy, a wtedy to Niemcy będą decydować i dyktować, jaka ma być przyszłość Europejczyków, co więcej, będą mieli otwartą drogę do odnowienia relacji z Rosją. To jest wyjątkowo niebezpieczna gra, a dla nas nie do przyjęcia, nie do zaakceptowania, bo my, Polacy, najlepiej wiemy, co znaczy dominacja niemiecka, co znaczy wzięcie przez Niemcy na siebie odpowiedzialności za Europę oraz odpowiedzialności za bezpieczeństwo. My, Polacy, dobrze pamiętamy, że podczas okupacji niemieckiej mieliśmy u siebie instytucję SS, w której działalność trwale wpisywała się zbrodnia. Znamy terror, jaki wprowadził w okupowanej przez Niemcy Warszawie dowódca SS i policji Franz Kutschera, który został zlikwidowany 1 lutego 1944 roku przez oddział specjalny Kedywu wysłany przez jego szefa – wówczas jeszcze pułkownika – Emila Fieldorfa „Nila”. Dziś czasy są inne, niemniej jako Naród musimy być odpowiedzialni i nastawieni obronnie wobec dążeń, jakie planują nasi zachodni sąsiedzi, niestety – przy udziale czy za zgodą obecnych władz w Polsce.
Jako historyk, jak Pan Profesor odebrał słowa Tuska, który stwierdził: „Kanclerz Olaf Scholz mówi otwarcie, i to jest zaleta tego spotkania, że w sensie formalnym i prawnym reparacje z punktu widzenia Niemiec są zamknięte. I ma argumenty na rzecz tej tezy”?
– To tylko świadczy, że jest on tubą propagandową Berlina z siedzibą w Warszawie. To jest przykre, że premier Polski jednostronnie nawiązuje li tylko do głosu niemieckiego, a głosu polskiego w tej kwestii nie ma. Nie ma nawet mowy o tym, co się nam należy – mianowicie zwrot zagrabionych dóbr, w tym m.in. depozytów bankowych, dóbr kultury, obiektów sztuki itd., a więc tego wszystkiego, co absolutnie powinno być zobowiązaniem kraju, który przegrał wojnę. Już nie wspomnę o wszelkich innych odszkodowaniach należących się nam od Niemiec. Nic więc dziwnego, że brak domagania się zwrotu przez Niemcy tego wszystkiego określany jest mianem zdrady narodowej. Chyba tak należy to określać, bo jeśli ktoś piastujący władzę myśli nie w kategoriach propolskich, o interesach państwa polskiego, ale o interesach niemieckich, to jak inaczej określać taką postawę?
Skoro kanclerz Scholz mówi jedynie o rozważeniu jakiegoś zadośćuczynienia dla ludzi, którzy przeżyli II wojnę światową, to czy to oznacza, że w tej chwili myśl o reparacjach wojennych od Niemiec należy odłożyć na półkę?
– Wiemy, że już wcześniej Niemcy w rozmowach podkreślali, że są gotowi sfinansować odbudowę Pałacu Saskiego. Dzisiaj słyszymy, że myślą co najwyżej o odbudowie Pałacu Brühla, a także o budowie Domu Polsko--Niemieckiego w Berlinie, który upamiętniałby polskie ofiary II wojny światowej. To są „waciki”, a nie naprawienie krzywd, których Polska i Polacy doświadczyli w czasie niemieckiej okupacji. W ten sposób przy wsparciu obecnego polskiego rządu Niemcy chcą zamknąć temat reparacji. Nie możemy się na to zgodzić. Co więcej, musimy w sposób zdecydowany podtrzymywać nasze wcześniej sformułowane żądania, dlatego że podmiotem tutaj jest Naród polski, a nie jakaś przejściowa ekipa sprawująca władzę, pozbawiona wrażliwości na sprawy polskie. Polski Naród żąda i oczekuje naprawienia krzywd wyrządzonych przez Niemców w czasie II wojny światowej. Zostały one udokumentowane w opracowanym i opublikowanym w 2022 roku „Raporcie o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945” i wyliczone na 6 bln 220 mld zł. I te nasze słuszne roszczenia powinny być przedstawiane rządzącym dzisiaj reprezentantom Niemiec, że Polski Naród w dalszym ciągu oczekuje wypłaty reparacji wojennych. I dopóki ta sprawa nie zostanie załatwiona, nie może być mowy o żadnych normalnych relacjach międzynarodowych pomiędzy Warszawą a Berlinem. To jest warunek sine qua non i żaden premier, także Tusk, nie może temu się sprzeniewierzyć. Każde inne działania będą przeciw polskiej racji. Swoją drogą w naszej historii mieliśmy różne okresy, kiedy tacy czy inni wasale starali się dogodzić obcym, w tym berlińskim mocodawcom, ale wtedy, jak i dzisiaj, nie można im na to pozwolić. Pamiętajmy, że Naród Polski w pewnym momencie może podnieść głos, a wtedy okaże się, że współcześni targowiczanie znajdą się na taczkach.
No właśnie, dokąd taka uległa postawa obecnych władz może nas zaprowadzić? Tusk, pokazując w słowach i gestach – jak to Pan Profesor zauważył – podporządkowanie i uległość wobec Berlina, chyba zapomniał, że jest premierem Polski…
– Myślę, że jest to kwestia jego priorytetów, a te są – jak widać – jasno określone. Tylko że taka postawa może doprowadzić do sytuacji, kiedy utracimy własną tożsamość – przede wszystkim gospodarczą, co dzisiaj jest jednym z ważniejszych elementów funkcjonowania każdego państwa. Utrata podstaw gospodarczych to jest równoznaczne z utratą suwerenności. Jeśli do tego dodamy podważenie fundamentów, wartości intelektualno-
-moralnych, co kiedyś nazywano imponderabiliami, a co przejawia się w rewolucji oświaty, szkolnictwa, z którą mamy do czynienia w polskich szkołach, to wszystko będzie prowadziło do tego, że staniemy się narodem wyrobników, niewolników – bez narodowej tożsamości. Tak już kiedyś było za czasów okupacji niemieckiej, kiedy młodym Polakom pozwalano uczyć się liczyć – o ile dobrze pamiętam – do czterystu, zdobywać tylko podstawową wiedzę, podstawowe umiejętności, a wszystko po to, żeby być posłusznym „rasie panów”. Takie są nasze historyczne doświadczenia. Tym bardziej nie możemy dzisiaj do tego dopuścić. To się po prostu nie może powtórzyć – zwłaszcza w warunkach pokojowych. Wtedy była wojna i okupacja wbrew nam, natomiast dzisiaj grozi nam okupacja dobrowolna, na własne życzenie. Na to nie tylko nie ma, ale nie może być zgody. Co więcej, liczę, że zmobilizują się wszelkie siły społeczne, narodowe, które się temu przeciwstawią.
Oby…?
– Ja nie widzę innej możliwości. Polacy to mądry Naród, wychowany na etosie wolności przez ponad tysiąc lat. Dlatego ten wolny Naród nie pozwoli sobie na utratę tego, co wywalczyliśmy sobie tak ogromnym wysiłkiem i ofiarą pokoleń. Pamiętamy choćby XIX wiek, kiedy dobijaliśmy się do wolności, i dzisiaj do tej szczytnej tradycji z całą pewnością nawiążemy. Będziemy walczyć pazurami, żeby odzyskać to, co jest nasze.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki, „Nasz Dziennik”